Ojciec Zbigniew Strzałkowski urodził się w Tarnowie - moim rodzinnym mieście, mieszkał w pobliskiej Zawadzie, chodził do szkoły średniej ulicą, którą ja obecnie codziennie chodzę. Wczoraj w Peru odbyła się jego beatyfikacja. Mocno poczułam dotyk świętości...
Ojciec Strzałkowski zginął w 1991 roku w Peru strzałem w plecy i tył głowy z rąk terrorystów Świetlisty Szlak. W kontekście tej męczeńskiej śmierci przychodzą na myśl przychodzą słowa testamentu innego męczennika - o. Christiana de Cherge: "Gdyby pewnego dnia zdarzyło się – a mogłoby to być już
dzisiaj – że padnę ofiarą terroryzmu, który zdaje się obecnie zagrażać wszystkim cudzoziemcom zamieszkującym w Algierii, pragnąłbym, aby moja
wspólnota, mój Kościół, moja rodzina pamiętali, że moje życie było oddane Bogu i
temu krajowi. By zdali sobie sprawę, że Jedynemu Władcy wszelkiego życia to
moje nagłe odejście nie było obojętne. By modlili się za mnie; bo jakże mogłem
zostać uznany za godnego złożenia takiej ofiary? By potrafili związać moją
śmierć z tylu innymi, które są równie okrutne, lecz pozostają ledwie zauważone
i bezimienne. Moje życie nie jest więcej warte niż jakiekolwiek inne.
(fot.tutaj)
Ale
też nie jest warte mniej. W każdym razie nie ma w nim niewinności dzieciństwa.
Żyję już na tyle długo, że świadom jestem własnego udziału w złu, które
niestety zdaje się przeważać na tym świecie, nawet tego, które może we mnie uderzyć.
Chciałbym, gdy ten moment nadejdzie, mieć umysł na tyle jasny, bym mógł prosić
o przebaczenie Boga i wszystkich moich bliźnich i równocześnie przebaczyć z
całego serca temu, który ugodzi we mnie. Nie życzę sobie takiej śmierci. Myślę, że muszę to jasno
powiedzieć. Bo nie wyobrażam sobie, jak mógłbym się cieszyć z tego, że ten
naród, który kocham, miałby być w czambuł oskarżony o zamordowanie mnie (...)
Za życie utracone, całkowicie moje i całkowicie ich,
dziękuję Bogu, który jak gdyby tylko dla tej Radości je stworzył, radości ze
wszystkiego i mimo wszystko. Do tego „dziękuję” za całe moje życie wraz z
tym, co jeszcze może się w nim zdarzyć, włączam Was wszystkich, przyjaciół
dawnych i dzisiejszych, i Was przyjaciół tu na miejscu, a także moją matkę i
ojca, siostry i braci, i ich rodziny – moje stokrotnie przyrzeczone
dzięki! A także ciebie, przyjacielu mojej ostatniej minuty, który nie
będziesz wiedział, co czynisz. Tak, ciebie też do mojego „dziękuję” włączam i
do mojego „A Dieu – Z Bogiem”, którego widzę także w twojej twarzy. By dane nam
było się spotkać, jak dobrym łotrom, w raju: bo tak spodobało się Bogu, który
jest Ojcem nas obu. Amen. Inch’Allah. Algier, 1 grudnia 1993 r. – Tibhirine, 1 stycznia 1994 r.".
To słowa testamentu o. Christiana de Cherge, francuskiego księdza, trapisty zamordowanego w 1996 roku w Algierii.
To słowa testamentu o. Christiana de Cherge, francuskiego księdza, trapisty zamordowanego w 1996 roku w Algierii.
(fot. tutaj)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz