"Jeśli kiedyś Bóg wezwie nas przed siebie i każe się
rozliczyć z życia, to nie tylko zapyta, czy się modliliśmy i kochaliśmy
drugiego człowieka. Rozliczy nas również z tego, jak dbaliśmy o pozostałe dary
– psychikę i ciało – którymi nas obdarzył, powołując do życia.
Nasze czasy charakteryzuje nie tylko zabieganie, niepewność
jutra, ale i spore pomieszanie w rozumieniu wiary i jej praktycznego stosowania
w życiu. Jednym z widocznych tego przykładów jest pytanie o troskę o siebie:
Czy chrześcijanin, dobry chrześcijanin, może troszczyć się o siebie? Czy troska
o siebie nie jest przejawem egoizmu? Nie ma na nie prostej odpowiedzi. Jednak
możemy niektóre kwestie wyjaśnić, a przy okazji dobrze, po chrześcijańsku,
zacząć kształtować pełną odpowiedzialność za wszystkie dary, jakimi Pan nas
obdarzył".
Fot.AJ
"Z ciała, ducha i psychiki
Wielu współczesnych psychologów bardzo często patrzy na
człowieka w podobny sposób jak św. Paweł i mówi o trzech sferach
człowieczeństwa: cielesnej, duchowej i psychicznej. Są one ze sobą zespojone
jak amalgamat i przenikają się wzajemnie. Jeżeli cokolwiek dzieje się w jednej
z nich, odbija się to również na pozostałych dwóch. Podam prosty przykład: stan
obniżonego nastroju (kiedy wszystko widzimy w ciemnych kolorach) wpływa na
ciało w ten sposób, że na ogół pojawiają się wówczas kłopoty z zasypianiem (wybudzamy
się, źle śpimy). Pojawiają się też emocje, które „zajadamy”, albo przeciwnie –
z powodu których w ogóle nie jemy. Można by wyliczać takich symptomów sporo.
Ten „depresyjny” stan uderza jednocześnie w sferę duchową: pojawiają się
problemy z wiarą, z relacją do Pana Boga. A kiedy przeżywamy rzeczywiste stany
depresyjne, bardzo często w ogóle się nie modlimy.
Podobne skutki występują przy kłopotach w sferze duchowej:
jeżeli np. przeżywamy kryzys wiary, to „zainfekowana” pozostaje nie tylko sfera
duchowa. Ucierpi na tym także ciało, ponieważ pojawią się kłopoty ze snem i
jedzeniem, a nawet ucieczka w używki. Bardzo mocno zareaguje również sfera
psychiczna, ponieważ pojawi się lęk, niepewność, zagubienie. Nie będziemy
potrafili swobodnie myśleć.
Tak samo jest i z ciałem: jeśli dotknie nas jakaś
niespodziewana choroba albo ból i cierpienie będą długotrwałe, to sprawią nie
tylko zamieszanie w sferze cielesnej, co jest logiczne. Dotkną również
pozostałych wymiarów ludzkiego życia: w sferze psychicznej, z dużą dozą
prawdopodobieństwa, pojawi się lęk, niepewność, zwątpienie, zaciemnienie
naszego myślenia, a w sferze duchowej zagubienie, które sprawi, że nie będziemy
wiedzieli, o co się modlić i czy w ogóle się modlić.
Jako ciekawostkę podam, jak na te trzy sfery wpływa sen.
Amerykanie pod koniec 2014 roku opublikowali szereg długoterminowych badań, z
których wynika, że dorosły człowiek potrzebuje wysypiać się przez 7-8 godzin na
dobę. Jeżeli śpi poniżej pięciu (nawet przy zapewnieniach, że to wystarcza), po
tygodniu ma tzw. „pijane myślenie”. Nie można się wtedy skoncentrować, nie
bardzo wiadomo, co się dzieje, pojawia się niewydolność. Reakcje przestają być
adekwatne do ich przyczyny. Coraz częściej popełnia się błędy, tak w pracy, jak
i w życiu osobistym. Sen, chociaż należy do sfery cielesnej, to bardzo mocno
uderza w myślenie. Wpływa też na sferę duchową: z powodu jego niedostatku
człowiek nie jest w stanie się modlić, a jeśli się modli, nie bardzo wie, po
co, o co ani w jaki sposób. Po prostu nie jest w stanie odbyć modlitwy,
ponieważ nie potrafi się skupić ani skoncentrować.
Sama pobożność to za mało
Mam głębokie przekonanie, że jeśli kiedyś Bóg nas wezwie
przed siebie i każe się rozliczyć z życia, to nie tylko zapyta, czy się
modliliśmy i kochaliśmy drugiego człowieka. Myślę, że rozliczy nas również z
tego, jak dbaliśmy o pozostałe dary – psychikę i ciało – którymi nas obdarzył,
powołując do życia. Pójdę jeszcze dalej: w Piśmie Świętym znajduje się pewien
fragment. Jezus przypomina w nim, że mamy być pszenicznym ziarnem rzuconym w
ziemię, które obumiera i przynosi owoc. Żeby jednak tak się stało, musi być
zdrowe. Nie ma innego wyjścia, musimy troszczyć się o wszystkie trzy
płaszczyzny, jeśli chcemy służyć drugiemu człowiekowi i dla niego umierać. Z
przymrużeniem oka stwierdzam, że gdyby Pan Bóg nie chciał nas z tego rozliczyć,
stworzyłby nas aniołami.
Troska o siebie całego
Jeżeli zaniedbamy psychikę, czyli m.in. całą sferę
uczuciową, nasze życie emocjonalne (choćby przyjaźnie), a także intelekt (czytanie,
rozmowy, zainteresowania), to zaczniemy karłowacieć jako ludzie. Wówczas nasze
reakcje na to, co nas spotyka, zwykle stają się nieodpowiednie do
rzeczywistości.
Ze sferą duchową jest podobnie. Można ją zaniedbać na dwa
sposoby. W pierwszym przypadku wówczas, kiedy się nie modlimy, nie czytamy
Pisma Świętego, nie odnosimy się do Pana Boga, w ogóle o Nim nie pamiętamy,
czyli nie jesteśmy włączeni w „szczep winny” i „nie karmimy się” Bogiem.
Przestaliśmy żyć Jego słowem i sakramentami. Możemy przynosić owoce, ale nie
będą one tymi, których oczekuje Bóg. W konsekwencji nasza wiara stanie się
anorektyczna, a potem zacznie powoli umierać.
Równie niebezpieczna jest druga skrajna postawa, tzn.
ograniczenie się do samej wiary przy jednoczesnym odrzuceniu prawdy o naszej
cielesności i posiadaniu sfery psychicznej. Jej skutkiem będzie znajdowanie
pseudoteologicznego wytłumaczenia dla wszystkiego, co się wokół nas dzieje. Nie
jest ono tożsame z zaufaniem Bogu i odnoszeniem do Niego tego, co nas spotyka.
Kiedy wpadamy w pułapkę pseudoteologii, zaczynamy pouczać innych, ponieważ
uważamy, że wiemy wszystko najlepiej („Biada innym, jeśli mnie nie posłuchają!”),
zwłaszcza jak świątobliwie żyć, a także jak powinno wyglądać prawdziwe
szczęście itd. W praktyce tego typu osoby „chowają” się za wiarą, tzn.
wszystko, co je spotyka, a przede wszystkim ich działania (także te niepożądane
i niepoprawne) starają się usprawiedliwić „wolą Bożą” i Bożym nakazem. Prowadzi
to do swoistej niewoli wypływającej z lęku. Tymczasem św. Paweł pierwszym
chrześcijanom powtarzał, że „do wolności wyswobodził was Chrystus”, a zatem
trzeba się cieszyć z wolności dziecka Bożego.
Nie zabijaj siebie
Pierwszym z symptomów poważnego zaniedbania sfery
psychicznej jest skala odczuwanego zmęczenia: nie potrafimy zasnąć, przestajemy
myśleć, nie umiemy się skupić, nie jesteśmy w stanie jeść. Ono dobitnie nam
mówi: nie wypełniłeś piątego przykazania, zacząłeś siebie zabijać. A więc
znajdź czas na sen, spacer, basen.
Drugi symptom objawia się poprzez wszelkiego rodzaje bóle, a
szczególnie bóle kręgosłupa. (Od jakiegoś czasu w świecie medycznym pojawiają
się artykuły przedstawiające nowe teorie na temat chorób kręgosłupa.
Oczywiście, ważne jest, aby każdego tego typu bólu nie wiązać jedynie ze
stresem. Byłoby to i nierozważne, i niebezpieczne.) Bardzo często bierzemy
wówczas tabletki albo maści, bo uważamy, że chodzi o chorobę o podłożu fizycznym.
Natomiast prawda jest taka, że nasz organizm nie odróżnia, czy nosimy
30-kilogramowy worek ziemniaków, czy ogromny stres, który może ważyć więcej niż
ów worek. Nasza struktura mięśniowa nie odróżnia ciężaru fizycznego od
psychicznego. Jeżeli jesteśmy bardzo mocno zestresowani, przemęczeni (również
psychicznie), powoduje to spięcie mięśni grzbietowych, które nazywamy potocznie
mięśniami kapturowymi. Według fizjoterapeutów może ono doprowadzić nawet do
wypaczenia kręgów kręgosłupa, nie tylko szyjnych. Odczuwamy wtedy potworne bóle
głowy.
A zatem kiedy pojawiają się bóle kręgosłupa, warto się
zastanowić, czy udać się do lekarza i poddać się operacji, czy zapłacić za
swoje zaniedbanie i zainwestować w masaże. Płacimy w tym wypadku za naszą jawną
głupotę. Jest to konsekwencja niesłuchania Pana Boga, który powiedział: Jesteś
człowiekiem i nie wolno ci zabijać nie tylko innych, ale także siebie.
Nasza psychika szybko zaczyna odpowiadać na zmęczenie. Przy
nadwyrężeniu psychicznym przestajemy dostrzegać piękno świata, który nagle
staje się czarno-biały, a nawet bardziej czarny niż biały. Nie widzimy żadnych
barw, żadnych kolorów. Nic nas nie cieszy. Stajemy się depresyjni, niekiedy
bardzo rozdrażnieni, a nawet agresywni, co potrafi niszczyć nasze związki, rodziny,
wspólnoty. Nie potrafimy kontrolować siebie i naszych czynów. Potem próbujemy
uciekać w środki ratunkowe: np. w alkohol, narkotyki, leki uspokajające,
zamiast pomyśleć o tym, że trzeba zapłacić za konsekwencje naszego zaniedbania.
Należy wówczas uspokoić się wewnętrznie i np. przez dwa tygodnie odpoczywać,
chodzić na spacery, wszystkich przeprosić.
Pamiętaj o swoich potrzebach
Dla tych, którzy chcieliby nie dopuścić do takich
konsekwencji, mam trzy dobre rady.
Po pierwsze: spacery, ruch na świeżym powietrzu i słońcu.
Druga rzecz: długa kąpiel w ciepłej wodzie, najlepiej z solą, która rozluźnia
strukturę mięśniową i pozwala się zrelaksować. Polecam basen, gdzie można
wybrać się z całą rodziną. Jest to niestety koszt, ale warto zainwestować. Trzecia
rada dotyczy snu, którego trzeba pilnować. Nie wolno o tym zapominać.
To jednak jeszcze za mało. Trzeba ponadto troszczyć się o
dwie rzeczy.
Nie zapominać o wakacjach. Jeżeli nie stać nas na wyjazd,
należy tak organizować czas, żebyśmy mogli pozwolić sobie na spacer,
przejażdżkę rowerową czy inne czynności wymagające wyjścia z domu.
Warto też sprawiać sobie jak najwięcej radości. Odwiedzać gości,
zapraszać ich do siebie, obdarowywać się prezentami itp. Nie chodzi bynajmniej
o zbytki, ale o to, żeby nie zapominać o przyjaźniach i zmianie otoczenia.
Oczywiście przy tym wszystkim należy pamiętać o sferze
duchowej, o naszym głębokim kontakcie z Bogiem i otwarciem na Jego łaskę.
Mateusz Roman Hinc OFMCap
Głos Ojca Pio 94/4/2015"
Róża niczym z Małego Księcia. Może właśnie o to chodzi, żeby samemu zadbać o różę, którą się jest, a nie tylko czekać aż ktoś inny o nas zadba? KM
OdpowiedzUsuńKM, oczywiście, że ważne by dbać o siebie (ten artykuł ma do tego właśnie zachęcać;), ale też ważne, by pozwolić innym, by o nas dbali. I by piłować swoje różane kolce, by inni mogli się do nas przytulać;)
UsuńŚwietny wpis, przypominający o równowadze w tym wszystkim, pozdrawiam Aneta
OdpowiedzUsuńRównowaga i harmonia dużo w życiu dają. Bardzo dużo. Warto dążyć do tego, by je osiągnąć. Dla mnie pomoc Boża jest nieodzowna w tym zakresie;) On dopełnia wszystko.
UsuńPS: Anetko, napisz mi w mejlu (lub tutaj jeśli wolisz), którą jesteś Anetką;) Bardzo cię proszę. Bo chyba się domyślam, ale nie jestem pewna;)
UsuńDziękuję Anetko za kilka słów o sobie. Jednak myślałam o innej Anecie;) Pozdrawiam Ciebie i Twój Toruń;) Miło mi, ze "Perły..." i tam są obecne;)
UsuńByć może jest nas więcej z Torunia tutaj zaglądających ...
OdpowiedzUsuńByłoby cudownie;)
UsuńPS: Anetko, to Twój komentarz? (dziewczyny, błagam, podpisujcie się)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich z Torunia, mieszkałam tam kilka lat, zostawiłam część swojego serca i bardzo tęsknie za tym miastem.Bożena.
OdpowiedzUsuń