Blog o codzienności. O historiach prawdziwych, zaobserwowanych, naszych. O sprawach ważnych, koniecznych i tych mniej istotnych. O drobiazgach tkających życie, radości z rzeczy małych, ufności nie zawsze łatwej. O pięknie, sile marzeń i zwyczajności dnia. Poszukiwaniach, pytaniach i odnajdywaniach. O sercu kobiety... Jest mi niezmiernie miło gościć Cię tutaj. Usiądź wygodnie, poczuj się dobrze, jak u siebie. Kawy czy herbaty?

sobota, 12 listopada 2016

Przełęcz ocalonych

"Przełęcz ocalonych", najnowszy film Mela Gibsona, to absolutnie niezwykłe dzieło. W meritum dotyka tego, co najważniejsze, a równocześnie tak bardzo dla nas nienamacalna, może czasem niemożliwe do spełnienia. Siedząc w kinie i z zainteresowaniem śledząc losy głównego bohatera, którego postać została utkana na kanwie życiorysu amerykańskiego żołnierza Desmonda Dossa, z dumą myślałam, że można i warto (a nawet trzeba) właśnie tak... - właśnie tak żyć, właśnie tak być wiernym swoim ideałom, właśnie tak bronić swoich wartości. Że ich nie wolno się wyrzec, ani wymienić na cokolwiek innego, ani rozmienić na drobne. Bo to dzięki nim jesteśmy kim jesteśmy. Dylemat Dossa ze skraju urwiska: "czego chcesz ode mnie, Panie?... nie rozumiem... nie słyszę Cię...", oraz takie, a inne jego decyzje, to drugie (ważniejsze) dno tego wojennego filmu.

Ścieżkę muzyczną "Przełęczy" dopełniała mi zapamiętana przed laty melodia utworu "Miejcie nadzieję" (słowa: Adam Asnyk, muzyka: Zbigniew Preisner, wykonanie: Jacek Wójcicki - tutaj), a szczególnie jeden jego fragment:


"Lecz nie przestańmy czcić świętości swoje 
i przechowywać ideałów czystość; 
do nas należy dać im moc i zbroję, 
by z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość". 

Te słowa właściwie mogłyby być podsumowaniem "Przełęczy ocalonych". Podobnie jak mogłyby nim być pamiętne słowa Jana Pawła II z 1987 roku:

"Każdy z Was, młodzi przyjaciele  znajdzie w życiu jakieś swoje  Westerplatte.  Jakąś wymiar zadań, które trzeba podjąć  i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można  się uchylić.  Nie  można zdezerterować".

Z kina wyszłam zbudowana, umocniona i dumna. I jeszcze mocniej przekonana, że słowa z Łk 1,37 są ciągle żywe i prawdziwe. Wielkie i małe cuda codzienne. Jutro idę ponownie, bo chcę wrócić po te emocje. To pierwszy w moim życiu film, na który ponownie idę do kina.

Fabuła filmu zasygnalizowana jest m.in. w recenzjach - recenzja 1 i recenzja 2.

(Fot.tutaj)


6 komentarzy:

  1. What do you want me? I don't understand. I cna't hear You - tak, te słowa są znamienne. Jakże często pojawiają się w moim zyciu. Film genialny. Polecam. Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Olu, to są te słowa, które także i mnie przykuły. Tak jak cała sytuacja na skraju skały... Gdy wszyscy żołnierze się wycofują, ten pozostaje na miejscu walki i w ogniu obstrzału dociera z pomocą do potrzebującym....

      Usuń
  2. Wspaniały film. Jeden z które trzeba obejrzeć. Dziękuję za ten wpis, bo mnie zmobilizował do pójścia do kina. Nie żałuję i polecam! (nie wiedziałam, że tak mi się spodoba film wojenny, bo na ogół takich nie lubię) Maja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Maju za odwiedziny i zachętę. Pozdrawiam Cię ciepło

      Usuń
  3. Dodam jeszcze, ze zadziałał na mnie jak rekolekcje i postawił wiele do myślenia i refleksji. Maja

    OdpowiedzUsuń