"Kasia i Bogdan mają siedmioletniego syna i dwuletnią córkę.
I jeszcze dwadzieścia jeden embrionów w klinice, które od kilku lat pozostają w
stanie zamrożenia. Niedawno Kasia zdała sobie sprawę, że to przecież jej
dzieci. Chciałaby jeszcze implantować jedno lub dwoje, lecz mąż nie wyraża
zgody. Ich wzajemne relacje stają się coraz bardziej napięte…
Od Moniki mąż odszedł kilka lat temu. Kiedyś trzykrotnie
podchodzili do in vitro. Bezskutecznie. W klinice pozostało szesnaścioro
dzieci. Ona sama nie może dalej żyć z tą świadomością. Śnią się jej po nocach.
Zdecydowała, że wróci, „oszuka” klinikę, zrobi cokolwiek, byle tylko je
wydobyć, a potem pójdzie na tory i rzuci się z nimi pod pociąg.
Kindze się „udało”. Jakim cudem otrzymała termos
kriogeniczny ze swoimi zamrożonymi embrionami, pozostaje jej tajemnicą. Po
powrocie do domu otworzyła go, wyciągnęła probówki, zakopała je w ogródku i
postawiła krzyż. Próbuje zapomnieć o przeszłości, lecz bezskutecznie.
Codziennie modli się do swoich ośmiu „aniołków”, które ma w niebie. Ich ojciec
odszedł, nie ma po nim śladu…
Podczas rozprawy rozwodowej Barbary i Adama dokonano
podziału wspólnego majątku małżonków. Okazało się, że w klinice pozostało
jeszcze dwanaście embrionów. Barbara chciała je transferować, urodzić i
wychować, nawet sama, jednak mąż nie wyrażał zgody. W końcu zdesperowana
powiedziała: „Niech on weźmie sobie sześć, a ja sześć. Może przynajmniej połowę
uda mi się uratować”. Pani sędzia bezradnie rozłożyła ręce – nie wiedziała, czy
traktować zamrożone embriony jak dzieci, czy jak rzeczy. Pozostają w klinice do
dziś".
To fragment grudniowego artykułu z Gościa Niedzielnego (całość - tutaj). Przypomniał mi się on w kontekście informacji o narodzinach dziecka pochodzącego od trojga rodziców. Odpowiednio wcześniej, w laboratorium kijowskiej kliniki, doszło do połączenia materiału genetycznego jednego mężczyzny i dwóch kobiet. Obecnie inżynierzy genetyczni z zadowoleniem fotografują się z noworodkiem, udzielają wywiadów i zapowiadają, że to nie koniec ich 'majstrowania' przy genach (np. tutaj). A ja nie mogę przestać myśleć o dzieciach, które się nie narodziły; o dzieciach żyjących w temperaturze -1960
C, w krainie wiecznego lodu...
(Fot. tapeciarnia.pl)
Przerażające te przykłady rodziców, którzy mają zamrożone dzieci. Boże jak mi smutno...
OdpowiedzUsuńJa jestem zmrożona. Przykłady są mega mocne. A to tylko rodzice, którzy zdali sobie sprawę z tego, gdzie są ich pozostałe dzieci. Masa innych rodziców wypiera to z siebie (bo nie wierzę, że nie ma świadomości).
OdpowiedzUsuńPrzykład z dzieckiem pochodzącym od trojga rodziców też mrozi. To otwieranie puszki Pandory. Myślec nie chcę, do czego nas to może doprowadzić. "Wyprodukowanie" powieściowego Frenkeistaina zdaje się być coraz bardziej możliwe. Jak to zahamować???
Temat ważny i ciężki. Mnie też jest bardzo smutno. Bardzo.
M.